Od czasów mojego dzieciństwa, podróżowanie i żeglowanie, było moim hobby. Przez całe życie w miarę moich możliwości realizowałem i nadal realizuje te zainteresowania. W okresie ponad 45 lat odwiedziłem 94 kraje na świecie.
Na stronie tej przedstawiam tylko przegląd moich ciekawszych podróży, które będę uzupełniać, szczególnie starsze wyjazdy zagraniczne z okresu studiów na Politechnice Warszawskiej, aż do wyjazdu z Polski na stałe w roku 1977.
O nowszych moich podróżach można czytać w różnych publikacjach w Kanadzie i Polsce. Z wielu moich podroży są też filmy, które można oglądać na You Tube. Na tej stronie można znaleźć linki do tych filmów i publikacji.
Staram się zachować tutaj przejrzystą formę z podziałem na wszystkie odwiedzone kontynenty
Ci, którzy pamiętają czasy PRL i poznali moje podróże, zwykle zadają mi pytania:
1) Jak to było możliwe, że taki „studencik” mógł odwiedzić 40 krajów z niebieskim, to znaczy prywatnym paszportem PRL? W tamtych czasach samo uzyskanie paszportu i możliwości wyjazdu z Polski było dla wielu osób nie możliwe.
2) Skąd miałem potrzebne fundusze na takie podróżowanie? Wbrew pozorom nie pochodziłem z rodziny prominentów PRL, nie należałem do partii politycznej PZPR. Nigdy nie byłem współpracownikiem służb bezpieczeństwa. Wszystkie potrzebne fundusze na moje podróże zdobywałem własnymi sposobami, bez żadnych sponsorów.
Żeby odpowiedzieć na te pytania trzeba, chociaż częściowo przybliżyć sytuacje społeczno-polityczną w Polsce w latach, kiedy podróżowałem.
Żeby móc podróżować, potrzebny był paszport. Współczesnemu czytelnikowi wydaje się, że posiadanie paszportu jest normalne i oczywiste. Taki dokument trzyma się w domu i kiedy chce się wyjechać za granicę to po prostu jedzie się. Niestety w komunistycznej Polsce, lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia nie było to normalne.
Muszę zwrócić uwagę, że wszystko, co piszę poniżej dotyczy lat: 1972 – 1977.
Wielokrotnie rozmawiałem z różnymi osobami, które podróżowały i argumentowały, że było inaczej niż ja piszę, np. były inne dokumenty podróży, sprawy formalne, wizy itp. Niewątpliwie mają oni racje, ale dotyczy to ich podróży w innym okresie, wcześniejszym np. w czasach stalinowskich lub późniejszym np. lata osiemdziesiąte, kiedy to w okresie „Pieriestrojki” i „Solidarności” bardzo zmieniło się.
- Paszporty:
Wydawanie paszportów, czyli zgody na wyjazdy zagraniczne było jednym z elementów terroru i szantażu władzy komunistycznej. Komuna pilnowała swoich obywateli i kontrolowała prawie na każdym kroku.
W okresie panowania komuny w Polsce były różne okresy i ograniczania swobód obywatelskich. Moja młodość i czasy studenckie szczęśliwie były w okresie rozluźnienia politycznego i nowej polityki Edwarda Gierka po roku 1970. Czasy stalinowskie dawno skończyły się a Gierek otworzył w pewnym sensie okno na świat.
Wystarczyło tylko nie być „podpadniętym” to znaczy nie mieszać się w żadne sprawy polityczne, oficjalne np. przynależność do PZPR albo opozycyjne i nie mieć historii wydłużonych poprzednich bytów za granicą. To dotyczyło również najbliższych członków rodziny. W tym okresie posiadanie rodziny za granicą nie było już utrudnieniem uzyskania paszportu. Większym utrudnieniem było pracowanie w instytucjach, które np. miały związek z wojskiem. Niestety to była większość ówczesnych fabryk i zakładów przemysłowych.
W okresie, kiedy ja wyjeżdżałem z Polski (1972-77) było kilka, (można powiedzieć „dziwolągów” wymyślanych przez władze PRL), dokumentów podróży w zależności od odwiedzanych krajów:
1) Dowód Osobisty z pieczątką uprawniającą do przekraczania granicy NRD, czyli Niemiec Wschodnich.
2) Wkładka paszportowa do Dowodu Osobistego na wyjazdy do „Krajów Demokracji Ludowej” tzw.: ”Demoludy”, czyli Europejskie państwa Bloku Sowieckiego. (Wkładka trzymana była w domu i tylko każdy wyjazd podlegał opłacie w postaci znaczka skarbowego wklejanego do wkładki).
3) Rozszerzona wkładka paszportowa na wyjazdy do Jugosławii. (Podobnie jak powyżej).
4) Paszport Prywatny z prawem jednokrotnego przekroczenia granicy i powrotu, na wyjazdy do wszystkich krajów Europejskich. Odbierając paszport z biura zostawiało się do depozytu Dowód Osobisty.
5) Paszport prywatny na wyjazdy do wszystkich krajów świata. (Podobnie jak powyżej).
Oprócz dokumentów wymienionych powyżej oczywiście były różnego typu paszporty służbowe, dyplomatyczne, jednokrotne, wielokrotne, książeczki żeglarskie, „Paszport Konsularny”, który nie miał nic wspólnego z pracą dyplomatyczną, tylko był to dokument podróży obywatela PRL stale zamieszkałego poza Polską (za zgodą władz PRL).
W latach 1972-77, żeby otrzymać paszport na wyjazdy zagraniczne można było na przykład, oficjalnie wystąpić o przydział 130 dolarów USA (po oficjalnej, nie czarnorynkowej wymianie), albo posiadać w banku konto walutowe tzw. „A” na które pieniądze wpłynęły z zagranicy, lub zostały przywiezione np. po wakacyjnej pracy na zachodzie. Oczywiście była też możliwość zaproszenia od rodziny lub znajomych z kraju, jak wtedy mówiono, kapitalistycznego. Właśnie z tej drogi skorzystałem na początek. Moja ciocia zaprosiła mnie do Montrealu w roku 1972. Byłem tam tylko 6 tygodni, ale wystarczyło to, żeby przywieść trochę dolarów i wpłacić na konto walutowe „A”
Mając potwierdzenie środków finansowych (wspomniane minimum 130 $USA) można było wypełnić podanie o wydanie paszportu („Wniosek Paszportowy”), potwierdzony przez zakład pracy, że osoba posiada urlop na czas wyjazdu. Oczywiście prawie każdy „kadrowiec”, podpisujący taki „Wniosek Paszportowy”, czyli urzędnik zajmujący się sprawami pracowniczymi w większym zakładzie pracy, był zwykle „UB-kiem”: Tajnym Współpracownikiem SB (TW z pseudonimem) lub przynajmniej współpracującym ze służbami bezpieczeństwa.
Studenci mieli ułatwienie, ponieważ posiadali więcej wakacji a władze starały się na kredyt rozpieszczać młodzież w nadziei, że w przyszłości będą służyć systemowi. Ogólnie mówiąc studenci byli w centrum zainteresowania władzy i jednocześnie rozpieszczani przez nią. Niestety późniejsza historia Polski pokazała, że jednak pomimo tego system rozsypał się.
Do „Wniosku Paszportowego”, trzeba było dołączyć „promesę wizy” z docelowego kraju podróży. W okresie, kiedy ja podróżowałem, tylko do Austrii i Finlandii a później i do Szwecji wizy nie były wymagane i tylko potwierdzenie posiadania wspomnianej waluty.
Problemem było uzyskanie paszportu na wszystkie kraje świata, bo bez zaproszenia np. rodziny, kraje pozaeuropejskie zwykle nie dawały pisemnej „promesy wizy”, albo wymagały dużo większego zabezpieczenia finansowego niż wspomniane 130$USA. Problem był, więc z pierwszą wizą pozaeuropejską, ale jeżeli już miało się paszport to zwykle nie było problemów z uzyskaniem przynajmniej wizy tranzytowej.
Odwiedziłem prawie wszystkie konsulaty w Warszawie, państw znajdujących się w pobliżu Europy. Okazało się, że konsulat tunezyjski dawał takie promesy bez żadnych dodatkowych pytań.
Mając potwierdzenie z konta dewizowego, promesę wizy do Tunezji i „Wniosek Paszportowy” podpisany przez uczelnie, nie miałem problemu z uzyskaniem paszportu na wszystkie kraje świata na moje wakacje studenckie.
Na przykład w ostatnim roku moich podróży z Polski, mając jak zwykle paszport na wszystkie kraje świata, konsulat meksykański dał mi wizę bez żadnych dodatkowych pytań. W dalszej kolejności w Konsulacie USA, nie mając żadnego sponsora z Ameryki, trochę musiałem pogłówkować, jaką historyjkę opowiedzieć. W rezultacie dostałem wizę pobytową dwukrotną na przejazd do Meksyku. W tym samym momencie, dużo osób z zaproszeniami dostawało odmowy. Niewątpliwie duże znaczenie w decyzji pracownika konsulatu, prawdopodobnie była długa lista krajów, które wcześniej odwiedziłem. W ten sposób wjechałem do USA gdzie rozpoczęła się moja droga emigracyjna.
- Fundusze na podróże:
Drugie najczęściej zadawane mi pytania dotyczące moich podróży z PRL, to środki finansowe. Nie były to wyjazdy służbowe. Rejsy żeglarskie to oddzielna sprawa, którą opiszę w innym miejscu.
W tamtych czasach dużo ludzi mówiło, że: „nie stać ich na podróże po Polsce i muszą jeździć za granicę”. Takie były realia w PRL na pewno nie zrozumiałe dla nowszych pokoleń.
Najczęściej nasi rodacy jeździli do pobliskich państw „Demoludów” (Węgry, Bułgaria i NRD) zajmowali się wymianą towarową, bo we wszystkich „Demoludach” czegoś brakowało i dawało to możliwości uzyskiwania dochodów nie tylko na podróżowanie. Było to bardzo powszechne i władze przymykały na to oczy, bo wyrównywało to regionalnie niedobory rynkowe.
Oczywiście tam gdzie jeździło bardzo dużo Polaków możliwości te były mniejsze, bo zbyt duża konkurencja. Dlatego ja wypatrzyłem inne kierunki, przede wszystkim największy „Demolud”, czyli ZSRR, gdzie ze względu na jego wielkość były też największe możliwości.
Problemem wjazdu do tego kraju nie był paszport, bo wystarczyła wspomniana powyżej wkładka paszportowa do Dowodu Osobistego, natomiast były inne wymagania: np. udział w zorganizowanej grupowej wycieczce, wykupienie tzw. „voucherów”, czyli rezerwacja hotelu albo zaproszenie do odwiedzenie rodziny itp. Można to było ominąć w bardzo prosty sposób, przez tak zwany tranzyt. Np. bilet kolejowy do Bukaresztu przez Lwów. We Lwowie zatrzymanie się na jeden dzień, załatwienie wymiany i następnego dnia dalej do Rumunii. Było to dość popularne i Sowieccy celnicy bardzo na to zwracali uwagę.
Najważniejsze, co trzeba tutaj dodać, za nadmiar towarów, (oczywiście w rozsądnych granicach), przewożonych przez granicę ZSRR, mówiąc po imieniu „przemyt” nie było żadnych kar. Jedynie konfiskowano kwestionowane artykuły albo zatrzymywano do depozytu, który można było odebrać przy powrocie. Dlatego bezpiecznie i bez specjalnego ryzyka można było to robić.
Mając paszport na wszystkie kraje Europy była następna, bardzo dobra możliwość tzw. tranzytu do Helsinek, bo do Finlandii nie była wymagana wiza. Nie było bezpośredniego pociągu z Polski i trzeba było przesiadać się w Leningradzie (obecnie Petersburg), co dawało bardzo dobre możliwości. Tranzyt przez Leningrad był dla mnie najczęściej stosowana trasą.
Zawsze interesowałem się geografią, bo podróże to moje hobby i nie trudno było wydedukować, że mając paszport na wszystkie kraje świata rozszerzały się możliwości. W ten sposób rozpędziłem się tranzytem przez ZSRR na Daleki Wschód do Nachodki i dalej sowieckim statkiem do Hong Kongu z odwiedzeniem Japonii.
Podróże sowieckimi statkami to następny duży temat. W systemie państw bloku sowieckiego ceny zwykle nie odpowiadały wartości produktu lub usług. Na przykład cena tygodniowego rejsu w klasie ekonomicznej (jedno miejsce w kabinie czteroosobowej) zwykle była ustalona na 100 Rubli za tydzień. Było to praktycznie niezależne od rejonu żeglugi i statku. W ten sposób pływałem po Morzu Czarnym, Śródziemnym i Pacyfiku w rejsie do Hong Kongu.
Dla przykładu 100 Rubli było odpowiednikiem 2-3 par spodni jeans kupionych w Polsce na bazarze albo w sklepie walutowym po 5 $ i sprzedanych w ZSRR, czym dalej od Moskwy, gdzie docierały wycieczki z Polski cena sprzedaży była lepsza.
Na stronie tej w różnych miejscach i przy różnych podróżach będę pisać więcej na powyższe tematy, dlatego zachęcam do odwiedzania.