W roku 2017 świętowaliśmy 150 urodziny Kanady i chyba z tego powodu zdecydowałem na rodzinne wakacje w moim kraju. Dodatkową zachęta było to, że z okazji tej rocznicy wstęp do wszystkich Parków Narodowych w Kanadzie był w tym roku bezpłatny.
Ela, Marek i ja ruszyliśmy samochodem w Góry Skaliste znajdujące się na pograniczu Prowincji Alberty i Kolumbii Brytyjskiej. Niestety wybraliśmy się zbyt późno, bo 1 lipca, kiedy zaczął się już szczyt sezonu i okazało się, że wszędzie w Parku Narodowym i okolicach był wielki tłok.
Hotele były bardzo drogie i ciężko było znaleźć wolne miejsce. Tłumy turystów w każdym miejscu. W Banff ciężko było przecisnąć się przez miasto i szybko z stamtąd uciekliśmy.
Do jeziora Lake Louise ledwo dojechaliśmy w tłoku samochodów.
Do jeziora Moraine już nie wpuszczali, bo parkingi zapchane. Dopiero wieczorem udało się nam dojechać do tego malowniczego jeziorka.
Odwiedziliśmy też gorące źródła, które są zagospodarowane komercyjnie, tzn. zwykły basen kąpielowy. Nie przypomina mi to naturalnych gorących źródeł, które często odwiedzałam moim jachtem, żeglując po kanadyjskim wybrzeżu Pacyfiku i Alasce.
Podobnie było z lodowcami, nie przypominały nam tych, co oglądaliśmy z pokładu jachtu.
Na jeden z nich dowożą turystów autobusami i można spacerować po lodzie.
Dla odmiany pospacerowaliśmy po szklanej drodze nad przepaścią.
Stojąc na takiej przeźroczystej podłodze, nogi trochę uginały się od wrażenia.
W jednym miejscu patrząc na widoki miałem wrażenie jak bym był w Zakopanem pod Giewontem.
Drogi przebijające się między skałami wyglądają bardzo ciekawie.
Rwące górskie strumienie i rzeki wyglądają malowniczo, ale trzeba też pamiętać, że potrafią one być bardzo groźne.
Ze zwierzętami jest podobnie, wyglądają łagodnie, ale trzeba pamiętać o trzymaniu dystansu.
Taki rogacz dumnie maszerował przed turystami.
Dużą atrakcja były spotkania z czarnymi misiami. Za każdym razem jak pokazywał się przy drodze taki miś to wszystkie samochody zatrzymywały się i kamery były w użyciu.
Kamery „strzelały” a miś robił swoje, ignorował widownię i spokojnie skubał trawkę.
Brunatny miś też oswoił się z gośćmi odwiedzającymi jego królestwo.
Dzikie zwierzęta wcale nie są tam takie dzikie, bo bardzo zadomowiły się w miasteczku i wylegiwały się na miejskich trawnikach.
Wiewiórka ziemna trochę rozleniwiona, bo „żyje” z turystów, którzy wyrzucają ogryzki owoców.
Góry Skaliste są wyjątkowo widokowe i warto je obejrzeć. Ostatni raz, pomimo, że mieszkam stosunkowo niedaleko, odwiedzałem te okolice ponad 30 lat temu i widząc ten tłok powiedziałem, że chyba następny raz przyjadę tutaj za następne 30 lat, ale niestety nieubłagany kalendarz chyba nie da mi takiej szansy.
Kontynuując nasze wakacje, uciekliśmy od tłoku turystów w Górach Skalistych i pomyślałem o morskim żeglowaniu w… Albercie. Tak, zgadza się tutaj na prerii kanadyjskiej w Albercie było kiedyś morze, którym można było przepłynąć z dzisiejszego Oceanu Arktycznego do Zatoki Meksykańskiej.
Niestety, trochę spóźniłem się, bo tylko… ponad 70 milionów lat. Ta morska historia była kolejną atrakcją, jaką odwiedziliśmy w tej podróży. Drumheller – stolica dinozaurów, małe miasteczko w Albercie.
W Royal Tyrrell Museum jest jedna z największych na świecie ekspozycja wykopalisk prehistorycznych zwierząt.
Oglądając bardzo interesującą ekspozycje przedstawiającą ewolucje zwierząt i roślin, człowiek ze swoim nawet stuletnim żywotem jest niczym w porównaniu do tych milionów lat.
W bardzo ciekawy sposób prezentowane są rekonstrukcje tych dawno wymarłych zwierząt. W dużej mierze z oryginalnie odnalezionych szczątków.
W muzeum można zobaczyć, jak znalezione wykopaliska są zabezpieczane na miejscu.
Potem transportowane do muzeum i segregowane a następnie przygotowywane do badań naukowych i eksponowania w muzeum.
Bardzo ciekawa ekspozycja. Spędziliśmy tam ponad cztery godziny i zobaczyliśmy tylko część tego, co tam było do oglądania.
Ponad 50 procent eksponatów jest oryginalnych z przed milionów lat. Cześć jest odtworzona na bazie znalezionych fragmentów. Wszystko to robi niezwykłe wrażenie. Dobre miejsce edukacyjne i dlatego przyjeżdża tutaj bardzo dużo rodzin z dziećmi.
Ta morska przeszłość dzisiejszej Alberty, leżącej w środku kontynentu amerykańskiego była dla mnie zachętą do powrotu do Vancouver i kontynuacji letnich wakacji, tym razem na pokładzie mojego jachtu.