Znowu w Europie. Tym razem z rodziną w drodze za krąg polarny zatrzymałem się na dwie noce w Londynie. Miasto ciekawe i bardzo zatłoczone przez turystów. Tak dużo turystów sprawia wrażenie, że zapomniano o zamachach terrorystycznych i stałym zagrożeniu następnymi atakami. Przypomina o tym tylko olbrzymia ilość policjantów z karabinami maszynowymi oraz zapory z betonu i stali. Sprawia to wrażenie bezpieczeństwa. Nie można widzieć wszystko pesymistycznie i bać się. W wypadkach samochodowych ginie dużo więcej ludzi a jednak wszyscy jeździmy.
Zwiedzanie Londynu zacząłem od posiadłości królowej Elżbiety II.
Do Buckingham Palace, nie wpuszczono zarówno mnie jak i tłumów turystów. Mogłem tylko przez kraty obejrzeć „domek” Jej Królewskiej Mości, tej samej, co jest na kanadyjskich banknotach i monetach.
Przed pałacem stoi warta honorowa w historycznych mundutach.
Akurat trafilem na uroczystą zmianę warty.
Tłumy turystów oglądały tę ceremonię z udziałem licznych żołnierzy ubranych w różne mundury.
Jak na komendę telefony komórkowe wycelowane na maszerujące oddziały wojska.
Policja konna pilnuje porządku, żeby turyści nie wchodzili tam gdzie nie wolno i nie przeszkadzali w ceremonii zmiany warty.
Dla odmiany pobliskim parku można było porozmawiać ze stróżem porządku na koniu, bo pod pałacem królowej władza była mniej dostępna.
W bramie do Pałacu Buckingham, zaraz po przejściu kompanii honorowej miejsce zajmują uzbrojeni w karabiny maszynowe policjanci i służby ochronne. Powagi dodaje im podnoszona z ziemi stalowa zapora, chroniąca przed cieżarówkami terrorystów
Green Park od strony ulicy Piccadilly na całej długości jest osłonięty ciężkimi stalowymi zaporami z bramkami, również z grubej stali. Wszystko to ma na celu ograniczyć skutki ewentualnych następnych zamachów terrorystycznych z użyciem ciężarówek.
Te zapory stalowe przydają się lokalnym artystom do prezentowania ich obrazów. Może to jest jedyny pożytek z zagrożenia terrorystycznego w tym mieście nie licząc licznych etatów pracowników budujących takie zabezpieczenia, oczywiście na koszt podatników.
W parku St. James na chwilę mogłem zapomnieć o terrorystach i popatrzeć na przyrodę, pływające łabędzie i zabytkowe budynki, bo nie było tam widać stalowych zapór.
Idąc dalej w stronę parlamentu znowu to samo, co powszechnie widać w wielu miejscach Londynu: zapory, szlabany, barierki itp. Dobry kontrast z turystami na takiej rykszy, beztrosko zwiedzającymi tą metropolie.
Do Westminster Abbey podobnie jak do wszystkich atrakcji turystycznych długie kolejki, bardzo zniechęcające do oglądania. Kolejki wydłużają się, bo do każdego wejścia trzeba przejść przez punkt kontrolny, sprawdzenie torebek plecaków itp.
Przed parlamentem najciekawsza pokazówka labiryntu stalowych zapór i szlabanów. Bardzo to szpeci zabytkową architekturę, ale jeżeli to ma w czymś pomóc i zabezpieczyć to trzeba to zrozumieć.
Żeby zrobić zdjęcie i wyglądać jak prawdziwy turysta w normalnym kraju to trzeba celować w górę ponad tymi stalowymi barierami.
Patrząc na poziom ulicy trudno zapomnieć, że jest się w Londynie. To tutaj normalka i rzeczywista codzienność.
Na moście Westminster, gdzie niedawno był zamach terrorystyczny zdjęcie na tle „London Eye”, znowu zrobione ponad wyjątkowo wymyślnymi stalowymi zaporami.
W centrum miasta nad Tamizą są też maleńkie plaże piaszczyste. Piasku jest wystarczająco, żeby artyści rzeźbiarze tworzyli swoje piaskowe dzieła.
Sławny most Tower jest jednym z symboli Londynu.
Tower Bridge był ostatnim miejscem, które zwiedziłem w Londynie.
Podsumowując moja wizytę w Londynie musze stwierdzić, że zwiedzałem to miasto z mieszanymi uczuciami. Miasto ciekawe, tłok turystów, pomimo soboty wszędzie był duży ruch. Osobiście wolę zwiedzać to, co jest bliżej natury a przede wszystkim bez tak licznych zabezpieczeń antyterrorystycznych. Zdecydowanie bezpieczniej czuję się odwiedzając Polskę.