Maj, dla polskich żeglarzy kojarzy się zwykle z początkiem sezonu żeglarskiego. Dla mnie sezon trwa przez cały rok i był to już mój kolejny rejs w tym roku. Tym razem nazwałem go „majówką”, bo wypłynąłem dzień wcześniej, żeby przywitać pierwszy maja na wodzie z dala od wielkomiejskich hałasów i wojennej propagandy.

Gdzie płynąć? Najlepiej popatrzeć na prognozę pogody. Miało wiać z południa, to z Vancouver popłynąłem z wiatrem na wyspę Lasquity, która jest na środku Strait of Georgia, a potem wiatr zmienił kierunek to znowu z wiatrem pożeglowałem na południe do Nanaimo na Wyspie Vancouver.

Takie żeglowanie ostatnio bardzo mi się spodobało, bo zwykle stawiałem sobie jakiś plan i cel, gdzie mam dopłynąć i kończyło się to często na grzaniu silnika. W ostatnich miesiącach paliwo zdrożało ponad dwukrotnie, to takie żeglowanie jest też dużą oszczędnością.

Na wodzie zaobserwowałem wyjątkowe pustki. Na przykład, przez cały dzień żeglugi po otwartej wodzie Strait of Georgia widziałem tylko jeden jacht żaglowy i jedną motorówkę, co w maju jest niezwykłym zjawiskiem. Dzień wcześniej w rejonie Vancouver widziałem trochę więcej łódek pod żaglami, ale to były jakieś regaty.

W New Castle Marine Park też były pustki. Przy pomostach, gdzie zwykle w sezonie ciężko jest znaleźć miejsce, cumowały tym razem tylko trzy łódki.

Dla odmiany w porcie Nanaimo stał duży statek pasażerski. Nie typowo, bo zwykle takie wycieczkowce odwiedzały tylko Vancouver. Po dwuletniej plandemicznej przerwie zaczynają przypływać takie statki, ale tylko z reżimom segregacji sanitarnej. Może dlatego portowa motorówka patrolowa bardzo pilnowała takiego statku.

Żeglując pomiędzy wyspami Gulf Islands, widziałem bardzo dużo statków handlowych, stojących na kotwicach. Na redzie portu Vancouver brakuje miejsca, to kontrolerzy ruchu statków poupychali je pomiędzy tymi wysepkami. Normalnie w tym rejonie bardzo rzadko widywałem takie statki, ale globalistyczna polityka „przerw w łańcuchach dostaw” jest tu wyraźnie widoczna. Na tym niebieskim statku pewnie znajduje się dużo samochodów na, które czekają moi znajomi w Vancouver, ale nie ma kto ich rozładować, bo władze powyrzucały z pracy dokerów i innych pracowników, za odmowę udziału w eksperymencie medycznym. Żeby bardziej „efektywnie przerwać te łańcuchy”, to ograniczono też wjazd do portu ciężarówek starszych niż dziesięć lat. Wyraźnie widać planowe niszczenie gospodarki.

W Pirates Cove Marine Park miałem chwilę odpoczynku od tych globalnych atrakcji.

Stanąłem na kotwicy w pustej zatoce, obok prywatnej mariny dostępnej tylko dla tych, co mają tam opłacone stałe miejsce.

Do pomostu parkowego można było dopłynąć tylko pontonem.

Po pustym parku chodziłem sam, bo nikogo jeszcze nie było. Zastanawiam się, jak będzie wyglądał sezon. Z tego, co widziałem podczas tej majówki, to obawiam się, że tłoku tu nie będzie.

Mogłem podziwiać cuda natury. Kamienie obrośnięte korzeniami drzewa.

Ciekawe ukształtowane drzewa.

W takiej naturalnej scenerii ptaszki czują się najlepiej.

W zatoce Degnen Bay na wyspie Gabriola z zainteresowaniem oglądałem różne formy mieszkania. Obok normalnych domów dla ludzi na lądzie, na starych palach, które kiedyś trzymały pomosty pływające, teraz mieszkają ptaszki w „cywilizowanych” domkach.

W takich lub podobnych skromnych domkach na wodzie mieszka dość dużo ludzi. Często cumują do nich całkiem ładne jachty.

Takich obrazków w tej zatoce jest dużo.

Bezdomni na lądzie, często mieszkają w różnego typu zaniedbanych łódkach. Byłem w tej zatoczce przed plandemią i nie widziałem tutaj tak dużo, takich nietypowych form zamieszkiwania. Zastanawiam się, w jakim stopniu jest to zasługą tego, co zafundował nam rząd kanadyjski.

Wracając do cywilizacji w Vancouver, spotkałem nieostrożnych żeglarzy. Zapędzili się zbyt blisko brzegu dobrze oznakowanego stawami nawigacyjnymi Spanish Bank i weszli na mieliznę. Obserwowałem ich rozpaczliwe próby zejścia z mielizny, ale sam nie byłem w stanie im pomóc, bo moja „Varsovia” ma duże zanurzenie i sam mógłbym podzielić ich sytuacje. Na szczęście jest tam piaszczyste dno i nie było silnego wiatru. Poczekali do wysokiej wody i pewnie bez problemów zeszli z tej mielizny. Nawet nie wzywali pomocy.
Taka majówka żeglarska była dobrym relaksem od codzienności. W sumie w ciągu ponad tygodnia przepłynąłem 170 Mil morskich, w większości na żaglach.
Dziekujemy za sprawozdanie z “Majowki”, Pozdrowienia, Lenka i Kazik.
PolubieniePolubienie