Miasto Dubaj zawsze kojarzyło mi się z ponad normalnym przepychem.
Architektura miasta, budynki, hotele, centra handlowe z np. krytymi zjazdami narciarskimi w tym tropikalnym klimacie wydawałyby się nierealne, ale „petro dolary” potrafią zrobić wszystko. W normalnym kraju takie inwestycje wydają się nie możliwe, bo zwykle brakuje funduszy. W Dubaju pieniędzy nie brakuje na wszystko, co jest „naj”, najdroższe, najlepsze, największe. Przypomina mi się były Związek Sowiecki tam też wszystko było „samoje balszoje” to znaczy największe. Z tego powodu jakoś nie pragnąłem oglądać Dubaju. Na co dzień, tankując paliwo do samochodu lub mojej łódki mam przed oczami te „petro dolary”, które wybudowały to miasto.
Trasa tego rejsu, statkiem „Sapphire Princess”, która ogólnie pasowała mi miała po drodze Dubaj i tak się złożyło, że chcąco i niechcąco odwiedziłem to miasto.
Nasz statek wpłynął do portu Dubaj wcześnie rano. Przez poranne zamglenie widać było panoramę miasta. W porcie staliśmy tylko 12 godzin i jak zwykle trzeba było wybierać to, co chce się zobaczyć, bo wszystko nie jest możliwe. Z tego powodu postanowiliśmy z Elą zwiedzać Dubaj nie od strony tych wszystkich ekstremalnie kosztownych niezwykłości, które już niedługo nie będą już naj… . Trzeba by chyba znowu przyjechać tu, bo wybudują coś następnego jeszcze bardziej naj… .
Bardziej interesowało nas popatrzenie na miasto i ludzi, którzy okiem turysty z Kanady są w pewnym sensie egzotyczni. Dlatego pojechaliśmy na wycieczkę autobusową po mieście.
W porcie stoi na stałe zacumowany sławny statek, transatlantyk „Queen Elizabth 2”, który obecnie pełni już tylko funkcje hotelu. W porównaniu z maga jachtami cumującymi przed nim, wygląda on mało okazale. Podobne porównanie byłoby gdyby nasz, kiedyś sławny MS „Batory” stanąłby obok statku, na którym my teraz płyniemy.
W centrum oglądaliśmy wieżowce, których większość wybudowano w ostatnich latach.
Zatrzymaliśmy się przy plaży obok hotelu Burj Al. Arab. Hotel ten wybudowany jest w kształcie rozwiniętego żagla. Podobno jest on najwyższym hotelem na świecie. Określają go, jako siedmio-gwiazdkowy, żeby było naj… naj…, pomimo że w światowym standardzie klasyfikacji hoteli jest tylko 5 gwiazdek. Czego nie robi się, żeby wyciągnąć od turystów więcej, już nie tylko „petro dolarów”.
Moją uwagę zwróciły ciekawie zaplanowane panele baterii słonecznych.
Jak przystało na kraj muzułmański kobiety plażują i kapią się w ubraniu, ale obok widać, głównie turystów kapiących się w bardziej postępowych strojach.
Dużo kobiet na ulicy wygląda tak, że nie można zgadnąć, kto kryje się pod taką zasłona, ale telefon komórkowy jest najważniejszy.
Te, które można rozpoznać, że to kobieta, budzą zainteresowanie turystów, którzy taką arabską egzotykę fotografują z bliska telefonem komórkowym.
Następny przystanek mieliśmy przy meczecie Jumeirah. Jest on najbardziej widokowy w Dubaju i można go zwiedzać w środku, ale bez fotografowania.
Obok tego meczetu jest centrum informacji kulturalnej: „Sheikh Mohammed bin Rashid”.
Jak mowa o kulturze to w stylowych pomieszczeniach tego centrum, razem z Elą ubogaciłem się kulturowo.
Gdybym ubrał nakrycie swojej głowy takie jak nakrycie „głowy tego państwa” to pewnie wyglądałbym na prawdziwego szejka, wodza narodu. Chyba tylko kolor mojej brody zdradziłby różnice.
Zwiedziliśmy muzeum miasta Dubaj, które jest głównym muzeum w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Znajduje się w forcie Al Fahidi, wybudowanym w 1787 roku i jest najstarszym istniejącym budynkiem w Dubaju. Muzeum zostało otwarte przez Władcę Dubaju w 1971 roku.
Przed muzeum można oglądać rekonstrukcje przenośnego gospodarstwa domowego pasterzy.
Są też rekonstrukcje typowych łodzi i stateczków pływających w dawnych czasach na tych wodach.
Ciekawe łodzie. W niektórych z nich można dopatrywać się podobieństwa z indiańskimi canue z moich domowych kanadyjskich stron.
Wewnątrz muzeum w bardzo ciekawy sposób pokazane jest życie mieszkańców tych ziem, zanim stosunkowo niedawno zjednoczyły się trzy emiraty. Zwiedzając to muzeum można mieć wrażenie, że odwiedza się klasyczne domy arabskie i uczestniczy się w ich codziennym życiu.
Następnie taksówką wodną, czyli małym promikiem podobnym do pływających w Vancouver po False Creek popłynęliśmy na drugą stronę kanału.
Dubaj nie ma żadnej naturalnej rzeki a ten kanał jest sztucznie wykopany w ramach kompleksowej rozbudowy miasta.
Potem krótki spacer po Spice Souk, czyli bazarze z przyprawami.
Oglądając współczesny bazar z ziołami i przyprawami mogliśmy porównać z podobnym businessem sprzed lat, który przed chwilą widzieliśmy w muzeum. Bazar z przyprawami sąsiaduje w niedużej odległości z bazarem ze złotem, Gold Souk.
Duże wrażenie robiły olbrzymie ozdoby i biżuteria wykonana ze złota. Złoto „kapało” ze wszystkich witryn wystawowych.
Lokalni mężczyźni gestykulując rękoma dyskutowali bardzo głośno. Nie znam arabskiego i ciężko było zgadnąć, czy o kobietach, czy o złocie, które pewnie mieli zamiar kupić.
Tak to wygląda „Happy Life”, czyli „szczęśliwe życie” w Emiratach Arabskich.
Niemal ze wszystkich miejsc w mieście widać najwyższy budynek na świecie Burj Khalifa. Ma on prawie 830 m wysokości a najwyższe piętro jest na poziomie 584.5 m. Już nie długo najwyższy, bo w Arabii Saudyjskiej budują jeszcze wyższy. Dlatego nie miałem chęci jechać na szczyt tego wieżowca, bo w moich podróżach nie dam rady ścigać się z tymi wysokościami. Rok temu byłem w Tajpej na Tajwanie na górze budynku, który do niedawna był najwyższym na świecie zanim rekord wysokości poprawili w Dubaju, ale poprawili też cenę takiego wjazdu, bo kosztuje tutaj ponad 100 dolarów. Dobrzy wujkowie szejkowie pomyśleli też o biedniejszych turystach i na Internecie można kupić bilet na wjazd już od 50 dolarów, ale w niedogodnym czasie i w cenę nie jest wliczone tzw. „skip the line”, czyli bez kolejki. To znaczy, że mając tańszy bilet wcześniej kupiony na konkretną godzinę można czekać nie wiadomo jak długo i w rezultacie spóźnić się na odpłynięcie statku. W Tajpej cena i czas czekania były bardziej sensowne i na razie to mi wystarczy, żeby szejkom nie nabijać więcej „petro dalarów”.
Wieczorem panorama miasta wyglądała bardzo efektownie.
W sumie jestem zadowolony z tego bardzo krótkiego odwiedzenia Dubaju, bo miałem okazję zobaczyć to miasto, niestety tylko w małym zakresie. Żeby lepiej poznać trzeba by spędzić przynajmniej kilka dni. Nawet tak krótki pobyt pomógł mi wyrobić jakieś ogólne własne zdania o Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Więcej o tym rejsie i całej podróży dookoła świata czytaj:
2018.11
Dookoła świata
Dubai, United Arab Emirates.