2024.01 – Wyspy Seszele (Seychelles) i piraci na Oceanie Indyjskim. NCL Cruise

To był długi odcinek żeglugi z Dubaju do Victorii na Wyspach Seszelach. Cztery doby na morzu w „towarzystwie” piratów. Tak można powiedzieć, bo przecinaliśmy rejon zagrożenia HRA (High Risk Area). W planie naszego rejsu statkiem „Norwegian Dawn” mieliśmy również Muscat w Omanie, ale kilka tygodni przed rejsem port ten został odwołany z powodów bezpieczeństwa. Dlatego mieliśmy jeden dodatkowy dzień w morzu.

Na statku życie płynęło normalnie, Jedynie mieliśmy szkolenie, jak się zachować podczas ewentualnego faktycznego zagrożenia. To znaczy być jak najdalej od okien i położyć się na podłodze. W nocy statek był zaciemniony, świeciły się tylko niezbędne światła. Zalecane było też, żeby nie wychodzić na balkon i zasłaniać okna.

Na tych mapkach pokazane są różne rejony zagrożenia, które zmieniały się w czasie. Od roku 2018 nie zanotowano poważniejszych przypadków ataków pirackich w tym rejonie. W związku z tym od stycznia 2023 Ocean Indyjski został uznany za bezpieczny. Niestety, jesienią 2023 roku, wydarzenia w państwie położonym w Palestynie sprowokowały intensyfikacje piratów, szczególnie w rejonie Morza Czerwonego. Dlatego na naszym statku wprowadzono odpowiednie środki bezpieczeństwa.

Seszele odgrywają ważną rolę w walce z piractwem na Oceanie Indyjskim, popełnianym głównie przez piratów somalijskich. Były prezydent James Michel powiedział, że piractwo kosztuje społeczność międzynarodową od 7 do 12 milionów dolarów rocznie: „Piraci kosztują 4% PKB Seszeli, w tym bezpośrednie i pośrednie koszty utraty łodzi, rybołówstwa i turystyki oraz inwestycje pośrednie na rzecz bezpieczeństwa morskiego”.

Zagrożenie piratami było do równika, który przekroczyliśmy 9 stycznia o godzinie 18:01. Norwegian Cruise Line nie popisało się zbytnio i nie było specjalnej ceremonii z tej okazji. Jedynie odbyło się party z tańcami na pokładzie obok basenu i wszyscy pasażerowie dostali dyplomy. Dla mnie i Eli to był kolejny dyplom do kolekcji, ale Marek pierwszy raz przekroczył równik na oceanie.

Seszele to kraj wyspiarski i państwo archipelagowe składające się ze 115 wysp na Oceanie Indyjskim. Jej stolica i największe miasto, Victoria, leży 1500 kilometrów (800 mil morskich) na wschód od Afryki kontynentalnej. Seszele to najmniejszy kraj w Afryce, a także najmniej zaludniony suwerenny kraj afrykański, z szacowaną populacją na 100,600 w roku 2022.

STOLICA SESZELI VICTORIA

Na Seszelach odwiedziliśmy dwa porty, stolicę Victorię, gdzie statek stał przy nabrzeżu i następnego dnia wyspę La Digue.

W Victorii mieliśmy dużo szczęścia, bo po wielu dniach deszczowych na wyspie pogoda poprawiła, chociaż cały czas wisiały ciemne chmury i w pewnym momencie chcieliśmy nawet zrezygnować z wycieczki łódka.

Miasta stołecznego praktycznie nie zwiedzaliśmy, bo uznaliśmy, że Victorie mamy też u nas w Kanadzie na Wyspie Vancouver. Zdecydowaliśmy popłynąć motorówka na wycieczkę na pobliskie wysepki.

W lokalnej marinie, gdzie wsiadaliśmy na motorówkę, widać było bardzo dużo jachtów żaglowych i motorowych różnej wielkości.

Nasz lokalny kapitan pokazał nam kilka olbrzymich i dobrze „wypasionych” jachtów motorowych należących do jednego szejka z Abu Dhabi.

Takie „wypasione” zabawki szejków, są poza naszym zasięgiem i dlatego do pobliskiego Parku Narodowego opłynęliśmy szybką motorówką tzw. speed boat.

Odwiedziliśmy cztery wysepki i podziwialiśmy wspaniałe krajobrazy równikowe.

Raj pod palmami, plaża i motorówka koło domu, „żyć i nie umierać”.

Widoki były naprawdę wspaniałe, jak z folderów reklamowych firm turystycznych.

Zatrzymaliśmy się i stanęliśmy na kotwicy, żeby oglądać ryby, które Ela karmiła chlebem danym nam przez kapitana łódki.

Takie karmienie, rozleniwia ryby, które powinny szukać naturalnego pokarmu, ale co się nie robi dla turystów, o co zabiegają kapitanowie łódek. Zastanawiam się, jak było z takim karmieniem, podczas plandemii, kiedy to turyści nie docierali na te rajskie wyspy?

Taki domek pod palmami z serduszkiem, niewątpliwie przyciąga uwagę wielu romantycznych parek.

To zdjęcie wysepki z palmami, kojarzy mi się z Wyspą Robinsona z mojej lektury podróżniczej z dawnych lat.

Kolejne kotwiczenie na płytkiej wodzie, gdzie mogliśmy pływać oraz nurkować w maseczce.

Na tych wyspach jest wyjątkowo dużo piaszczystych plaż, osłoniętych od fal oceanicznych rafą koralowa.

Chodzenie po płytkiej wodzie i piaszczystych plażach było naprawdę wspaniałą atrakcją.

Przy niskiej wodzie można było przejść po plaży z jednej wyspy na drugą. Trzeba było tylko uważać, żeby woda nie podniosła się zbyt dużo.

Dużo łódek z turystami kotwiczyło przy piaszczystej plaży, gdzie przygotowany był lunch.

Kurczaki i mięso z gryla pod palmami smakowały wyśmienicie.

Międzynarodowe towarzystwo, na żywo dzieliło się wrażeniami z tych egzotycznych wysp.

Po jedzeniu mieliśmy trochę czasu na poleżenie na plaży, a następnie był powrót na statek.

WYSPA LA DIGUE

Wieczorem odpłynęliśmy do pobliskiej wyspy La Digue. Nasz kapitan z motorówki, mówił, że on by tam dopłynął w dwie godziny, ale statkowi zajęło to cała noc.

Następnego dnia rano nasz statek zakotwiczył przy małej wysepce La Digue.

Na ląd trzeba było płynąć szalupą statkową. Jest to trochę niewygodne, bo zajmuje dodatkowy czas. Dobrze, że na Norwegian Cruise Line mamy status częstych gości i wychodząc ze statku, możemy wsiadać do szalupy bez czekania w kolejce.

Całe miasteczko, tak samo jak cała wysepka, jest bardzo małe, tak że na dłuższą wycieczkę nie było gdzie jechać. Na wyspie prawie nie ma samochodów, bo nie ma gdzie jeździć. Najpopularniejsze są tu rowery, mopedy i tym podobne pojazdy.

Dlatego wybraliśmy się na bardzo oczekiwaną od wielu dni plażę, szczególnie że pogoda dopisywała. Na statku, przez wszystkie dni żeglugi też pogoda była dobra, ale kąpiel w statkowym basenie i leżenie na leżaku jest czymś innym niż plażowanie się na piasku pod palmami.

Po drodze mijaliśmy rzeczkę z tropikalną roślinnością nad brzegami. Mała rzeczka, ale pewnie w dużym stopniu zapewnia słodką wodę dla mieszkańców. Generalnie wody tutaj nie brakuje, bo wyspy mają statystycznie duże opady, szczególnie w okresie deszczowym, czyli okresie kiedy odwiedzaliśmy te wyspy.

Mijaliśmy też cmentarz. Zdziwiło nas, że pomimo dużej zieleni dookoła i żywych kwiatów na drzewach, na grobach wszystkie były sztuczne. To najprawdopodobniej dla wygody, żeby nie powiedzieć lenistwo mieszkańców.

Na tej wyspie plaże są piaszczyste i bardzo ładnie wyglądają.

My spędziliśmy dzień na plaży pod palmą kokosową, tylko musieliśmy uważać, żeby orzeszek nie spadł na głowę. Nie byłoby to przyjemne, bo spadając z wysokości, może dobrze rozbić głowę. Takie wypadki zdarzają się, ale my ryzykowaliśmy, bo bardziej szukaliśmy cienia niż słońca, a miejsce było ładne.

Rafa koralowa dobrze chroni plażę od fal oceanicznych. Przyjemnie było pluskać się w płytkiej wodzie z widokiem na nasz statek, który wydawał się, że kotwiczy bardzo blisko nas. Podczas tego rejsu odwiedziliśmy tylko nieliczne miejsca, gdzie mogliśmy kąpać się w oceanie. Większość to były duże miasta portowe z różnymi atrakcjami do zwiedzania.

W drodze powrotnej z plaży mijaliśmy restauracyjki z ciekawym wystrojem, jak na przykład ta ze wkomponowaną starą łodzią, na której ustawiono stoły.

Większość tych restauracyjek, była jeszcze zamknięta, bo życie zaczyna się tutaj dopiero wieczorem, kiedy my musieliśmy być już na statku. Ta na tym zdjęciu zapraszała na lokalne potrawy, ale jak widać, tłoku w niej nie było, bo jeszcze wcześnie.

Spotkaliśmy też żółwia, który leżał obok drogi i leniwie pozował do fotografii.

Czas było wracać na statek, bo czekała nas długa droga, ponad 1500 Mil morskich do stałego kontynentu afrykańskiego. Znowu zapowiadały się dwa pełne dni „lenistwa” na morzu, czyli plażowania się przy basenie.

Zobacz relacje z innych portów odwiedzonych w tym rejsie:

Dodaj komentarz